Translate

poniedziałek, 3 marca 2014


„Powrót Taty”.

Jak czuje się kobieta-żona i matka, która wie, iż jej mąż i ojciec jej dziecka po 4 dniach nieobecności oto wraca do domu? Tak, szaleje z radości, nurza się w euforii i jest bliska szaleństwa ;p A tak bliżej to cieszy się z powrotu kolejnej pary rąk, oczu i uszu które przejmą na siebie trochę tego szczęścia zwanego rodzicielstwem, jak i również Jego Kudłatość Psa oraz ognisko domowe jako siedlisko wiecznego chaosu i spraw wiecznie do ogarnięcia.

Tak, chciałam się pożalić że mi smutno było i źle bez drugiej połowy, a ilość zajęć obciążająca mój kark przyprawiłaby mnie o ostre załamanie nerwowe. Przyprawiłoby ale tak się nie stało, gdyż z opresji codziennie wybawiała mnie Teściowa:) Dziękuję Jej z tego miejsca przeogromnie!

Ale wracając do meritum.

Jako że moje dziecię z lubością od dawna przemieszcza się samodzielnie po domu, gdzie głównym polem manewrów jest podłoga, a stałym miejscem pielgrzymek miska z psim żarciem, postanowiłam umilić sobie oczekiwanie na Powracającego, a jakże, sprzątaniem.

Poodkurzałam mini psy utworzone z hojnie rozsypanej psiej sierści oraz mini koty, które mimo obecności psów i potencjalnego strachu i tak się rozgościły tu i ówdzie. Czesana endorfinami oraz mająca na uwadze ilość niewidzialnych gołym okiem, a na pewno bogato pomieszkujących na podłodze mikroorganizmów, postanowiłam tę podłogę dla porządku jeszcze przemyć. Ogarnęłam więc pokoik Córki oraz sypialnię, i łazienkę nawet z entuzjazmem  też przetarłam.

I W tym właśnie momencie entuzjazm się skończył. Pojawiła się za to nieodparta chęć wypalenia papierosa. Umysł sam podpowiadał: ”O! Jak ładnie posprzątałaś, idź zapalić - zasłużyłaś, resztę zrobisz jutro”. Ta opcja była mi bardzo na rękę, za to nie na nogę jak się za chwilę okazało… Gdy tylko pomyślałam „jutro”, dopadł mnie syndrom dnia następnego lub też-jak kto woli-syndrom z cyklu „oszukać przeznaczenie”. Krocząc w stronę drzwi prowadzących na klatkę, gdzie papierosy tak bezkarnie smakują, zahaczyłam niezgrabnie swoją mało zwiewną nogą o mopa, nurzającego się wesoło w wiadrze z wodą. I stało się… Zawartość wiadra rozlała się w ekspresowym tempie. Po panelach, po kafelkach, po fugach. Po fugach lubię najbardziej-jak wyleję wodę lub jak pies się porzyga. Bo fugi mają to do siebie, że są wklęsłościami łączącymi kafelki i wszelkie rozlane ciecze z finezją dystrybuują w dal, tworząc niby rzeczki i ustanawiając coraz to lepsze dystanse…

Uskuteczniłam szybką akcję ratunkową. Tym, co wpadło mi w ręce- tzn. bluzą własną(gdyż właściwości chłonące wodę błyskawicznie oceniłam lepiej, aniżeli możliwości mopowej koncówki) zaczęłam w panice zacierać ślady zbrodni, ciskając najwymyślniejszymi bluzgami w głębi niepocieszonego serca.
Towarzyszył mi przy tym względny spokój z zewnątrz, gdyż dziecię na szczęście wykorzystało już limit darmowych minut w darciu się, a tego dnia było uprzejme podzielić się ze mną chyba całym repertuarem Opery Wrocławskiej. Ba! Może i nawet Narodowej;p Oczywiście interpretacja była autorska, a rejestry dźwięków wręcz nieprzyzwoite. No młodociana terrorystka i tyle. Na szczęście uskuteczniała cichutką zabawę na własnym terytorium.  W kolejnej minucie mojej walki z rzekami na fugach z pokoiku Córki dobiegła mnie piosnka z dzieciństwa. O fantazji. Fragment doleciał taki: „To szkiełko wszystko potrafi,na każde pytanie odpowie,wystarczy wziąć je do ręki i wszystko będzie różowe,wystarczy wziąć je do ręki,usypać ziarnko fantazji i już za chwilę można…”

„...DOKONAĆ EUTANAZJI !!!”

Dośpiewałam przez zaciśnięte zęby. Może nieco histerycznie ale jakże trafnie! Że też nie zaniosłam tego wiadra od razu do łazienki, nie wylałam tej cholernej wody. Perfekcyjna z Domu cieszyła by swoją perfekcyjną japę, patrząc jak ogarniam ten cały…*majdan;p
Po peciku ciśnienie opadło, mąż i ojciec wrócił, podłoga wyschła i wszystko wróciło do normy. Na szczęście.

Morał z tej historii jest krótki: Sprzątnij wiadro od razu i nie pozwól swej nodze, by pomyje rozlały się nieszczęściem po Twojej podłodze ;p:D

*Drogi Czytelniku. Nie doszukuj się proszę braku ogłady w mojej osobie, gdyż nawiązując do majdanu (jako bałaganu) piłam do najnowszego, Perfekcyjnego Partnera Pani Ładnej. Wyjaśnienie dla Czytelnika, który nie czyta portalu z psem w tytule: Obecnym chłopakiem Małgorzaty Rozenek jest Radosław..Majdan;) Tak, tak-to ten były Dody;p
Smutna historia o zarysie politycznym dręcząca naszych Sąsiadów, jest mi znana i niemiałabym odwagi posługiwać się w/w słowem nawiązując humorystyczny kontekst do tragedii. Nie jestem Naczelną-Bezczelną… Była jedna taka, która się popisała…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz