Translate

czwartek, 20 marca 2014

"Samo przez się".

Niemal 30 lat Drodzy Państwo (30?!OMG!) musiałam zwiedzać ten ziemski padół, aby zrozumieć znaczenia zwrotu "samo przez się". Dopiero tzw.dorosłość czyli posiadanie DOMU oraz macierzyństwo, pozwoliły mi skumać o co kaman. No to może przykładzik: pranie?SIĘ robi, zupa?SIĘ gotuje, naczynia?SIĘ zmywają (z tego miejsca pozdrawiam wynalazcę zmywarki-proszę się zgłosić do mnie po kwiaty i gratulacje). Wszystko SIĘ robi. Samo. Przez się. Niniejszym mianuję się doktorem nadzwyczajnie przehabilitowanym do spraw automatyki i robotyki-ot co! Bo ja te rzeczy/czynności/zjawiska powoduję, ja je natycham że one SIĘ dzieją;p:D 
Oprócz w/w sarkastycznego "samo przez się", jest jeszcze odmiana bardzo wściekła,wredna i gorsza od nastolatki przed okresem. I przykładzik-myk! Masz umówione spotkanie(praca/lekarz/fryzjer/koleżanka/COKOLWIEK) i walcząc z czasem usiłujesz w miarę równo pomalować drugie oko, żeby było seksi i trędni (no dobra, a poważnie-żeby nie wyglądać jak Kwazimodo)? NI HOO YA! Bo dziecko japę swą rozwarło, drze SIĘ (samo) i ŻĄDA, natentychmiast i basta! Kolejny? Nadejszła wiosna, a wraz z nią słońce, powrót dzikich gęsi oraz pies rasy nieogar niemiecki, sypiący zimowy puch z kudłatej dupy w Twoim (a raczej moim) "M". I co się wówczas wydarza? WIADOMIX! Psuje SIĘ (sam) odkurzacz. DIDASKALIA:(W tym miejscu Drogi Czytaczu, warto zaznaczyć obecność decydującej osoby dramatu-Córki-która jest głównym odbiorcą kłaków z podłogi. Ma rok. Porusza się stylem dowolnym). I na nic płacz i zgrzytanie zębów...
Wracając do wspomnianego dziecka, Córki konkretnie. Z badań amerykańskich naukowców o dziecku wiemy tyle, że jeśli jest za cicho tzn. że albo broi albo się zesrało. Otóż moje dziecko dziś właśnie było o chwilę za cicho a w dodatku poza zasięgiem mojego wzroku. ZONK! Na szczęście nie mieszkam w piętrowej rezydencji, więc szybko odnalazłam "zgubę". Dopadła tatową gitarę, która stoi dumnie acz chwiejnie na statywie, w rogu sypialni. Akuratnie zastałam mą latorośl podczas gdy w skupieniu komponowała pieść pochwalną na cześć matki;p Melodia była dość zawiła i o mocno zróżnicowanym tempie ale udało mi się wyłapać ogólny przekaz;D Tytuł do tej piosenki mógłby brzmieć jakoś tak: "O Matko! Jaka jestem Ci wdzięczna, że robisz dla mnie tyyyleeee! Pierzesz, gotujesz, sprzątasz i wycierasz z nosa giiileee!"-bo to rzewna pieśń była;p
Ale do meritum. O ile cała kompozycja córkowej piosnki była nieco przydługa i trudna do ogarnięcia, to jej finał okazał się zaskakująco spektakularny! W skrócie: Córka stoi-gra, gitara buja się-gra, nagle: Fik-myk-JEBS-ŁUBUDU!!(słychać dźwięk poniewieranego pudła gitary oraz jęk wymykających się spod kontroli strun), gitara leży na córce, córka na podłodze, ja pacze-córka płacze!!! OMFG!!! Efekt? Mała fifa na czole plus otarcie policzka (Wysoki Sądzie! Ja dbam o Córkę i nie było to naumyślnie. Ja po prostu nie nadążyłam za jej galopującą weną!).
Prawdziwy Rock'n'Roll :D Tata byłby dumny gdyby to widział;p 
Wychodziłam z siebie, żeby ją uspokoić a Córka wychodziła z założenia, że w związku z wypadkiem może sobie jeszcze trochę pohisteryzować. Z odsieczą nadeszła "Prawda ukryta" i jej niesamowity bohater cyt.narratora: "pacjent krwawiący z odbytu". No brawo! Majstersztyk:D! Że też nie mogłam trafić na przypadkowy odcinek o rozedmie płuc czy też złamaniu otwartym. TV z literą "N" rządzi ;p 
Po wszelkich przygodach i hepi endach, pozwoliłam sobie na odrobinę luksusu znaczy się kawę. Ciepłą jeszcze. Dumnie przyniosłam ją do sypialni i rzucając okiem to na Córkę, to na TV, zaległam na sekundę na łożu. Wtem, kątem oka dostrzegłam miskę drażniącą, wielką i niebieską, kipiącą nerwowo wyjętym z pralki przed godziną praniem. F**k, sjesta fajna była...:/
Spoko-pomyślałam ruszając zad z miejsca wypoczynku-powieszę to pranie. I SIĘ. Na sznurku, na klamerce, tuż obok skarpetków, rajstopków, bodziaków.

poniedziałek, 3 marca 2014


„Powrót Taty”.

Jak czuje się kobieta-żona i matka, która wie, iż jej mąż i ojciec jej dziecka po 4 dniach nieobecności oto wraca do domu? Tak, szaleje z radości, nurza się w euforii i jest bliska szaleństwa ;p A tak bliżej to cieszy się z powrotu kolejnej pary rąk, oczu i uszu które przejmą na siebie trochę tego szczęścia zwanego rodzicielstwem, jak i również Jego Kudłatość Psa oraz ognisko domowe jako siedlisko wiecznego chaosu i spraw wiecznie do ogarnięcia.

Tak, chciałam się pożalić że mi smutno było i źle bez drugiej połowy, a ilość zajęć obciążająca mój kark przyprawiłaby mnie o ostre załamanie nerwowe. Przyprawiłoby ale tak się nie stało, gdyż z opresji codziennie wybawiała mnie Teściowa:) Dziękuję Jej z tego miejsca przeogromnie!

Ale wracając do meritum.

Jako że moje dziecię z lubością od dawna przemieszcza się samodzielnie po domu, gdzie głównym polem manewrów jest podłoga, a stałym miejscem pielgrzymek miska z psim żarciem, postanowiłam umilić sobie oczekiwanie na Powracającego, a jakże, sprzątaniem.

Poodkurzałam mini psy utworzone z hojnie rozsypanej psiej sierści oraz mini koty, które mimo obecności psów i potencjalnego strachu i tak się rozgościły tu i ówdzie. Czesana endorfinami oraz mająca na uwadze ilość niewidzialnych gołym okiem, a na pewno bogato pomieszkujących na podłodze mikroorganizmów, postanowiłam tę podłogę dla porządku jeszcze przemyć. Ogarnęłam więc pokoik Córki oraz sypialnię, i łazienkę nawet z entuzjazmem  też przetarłam.

I W tym właśnie momencie entuzjazm się skończył. Pojawiła się za to nieodparta chęć wypalenia papierosa. Umysł sam podpowiadał: ”O! Jak ładnie posprzątałaś, idź zapalić - zasłużyłaś, resztę zrobisz jutro”. Ta opcja była mi bardzo na rękę, za to nie na nogę jak się za chwilę okazało… Gdy tylko pomyślałam „jutro”, dopadł mnie syndrom dnia następnego lub też-jak kto woli-syndrom z cyklu „oszukać przeznaczenie”. Krocząc w stronę drzwi prowadzących na klatkę, gdzie papierosy tak bezkarnie smakują, zahaczyłam niezgrabnie swoją mało zwiewną nogą o mopa, nurzającego się wesoło w wiadrze z wodą. I stało się… Zawartość wiadra rozlała się w ekspresowym tempie. Po panelach, po kafelkach, po fugach. Po fugach lubię najbardziej-jak wyleję wodę lub jak pies się porzyga. Bo fugi mają to do siebie, że są wklęsłościami łączącymi kafelki i wszelkie rozlane ciecze z finezją dystrybuują w dal, tworząc niby rzeczki i ustanawiając coraz to lepsze dystanse…

Uskuteczniłam szybką akcję ratunkową. Tym, co wpadło mi w ręce- tzn. bluzą własną(gdyż właściwości chłonące wodę błyskawicznie oceniłam lepiej, aniżeli możliwości mopowej koncówki) zaczęłam w panice zacierać ślady zbrodni, ciskając najwymyślniejszymi bluzgami w głębi niepocieszonego serca.
Towarzyszył mi przy tym względny spokój z zewnątrz, gdyż dziecię na szczęście wykorzystało już limit darmowych minut w darciu się, a tego dnia było uprzejme podzielić się ze mną chyba całym repertuarem Opery Wrocławskiej. Ba! Może i nawet Narodowej;p Oczywiście interpretacja była autorska, a rejestry dźwięków wręcz nieprzyzwoite. No młodociana terrorystka i tyle. Na szczęście uskuteczniała cichutką zabawę na własnym terytorium.  W kolejnej minucie mojej walki z rzekami na fugach z pokoiku Córki dobiegła mnie piosnka z dzieciństwa. O fantazji. Fragment doleciał taki: „To szkiełko wszystko potrafi,na każde pytanie odpowie,wystarczy wziąć je do ręki i wszystko będzie różowe,wystarczy wziąć je do ręki,usypać ziarnko fantazji i już za chwilę można…”

„...DOKONAĆ EUTANAZJI !!!”

Dośpiewałam przez zaciśnięte zęby. Może nieco histerycznie ale jakże trafnie! Że też nie zaniosłam tego wiadra od razu do łazienki, nie wylałam tej cholernej wody. Perfekcyjna z Domu cieszyła by swoją perfekcyjną japę, patrząc jak ogarniam ten cały…*majdan;p
Po peciku ciśnienie opadło, mąż i ojciec wrócił, podłoga wyschła i wszystko wróciło do normy. Na szczęście.

Morał z tej historii jest krótki: Sprzątnij wiadro od razu i nie pozwól swej nodze, by pomyje rozlały się nieszczęściem po Twojej podłodze ;p:D

*Drogi Czytelniku. Nie doszukuj się proszę braku ogłady w mojej osobie, gdyż nawiązując do majdanu (jako bałaganu) piłam do najnowszego, Perfekcyjnego Partnera Pani Ładnej. Wyjaśnienie dla Czytelnika, który nie czyta portalu z psem w tytule: Obecnym chłopakiem Małgorzaty Rozenek jest Radosław..Majdan;) Tak, tak-to ten były Dody;p
Smutna historia o zarysie politycznym dręcząca naszych Sąsiadów, jest mi znana i niemiałabym odwagi posługiwać się w/w słowem nawiązując humorystyczny kontekst do tragedii. Nie jestem Naczelną-Bezczelną… Była jedna taka, która się popisała…

wtorek, 25 lutego 2014

"Pociąg do."

Tego dnia rano okropnie mnie mdliło i pobolewał mnie brzuch. Nie spodziewałam się cudu ani tym bardziej ciąży, a co najwyżej biegunki lub/i wymiotów. Ponoć krąży jakiś wirus. Wierzę, bo spotkałam jednego-najgorszą gadzinę z możliwych! Miał 1,80 cm wzrostu, takie oczy, usta i głos miał taki. Był bardzo znajomy, słyszałam go już gdzieś wieeele razy. Koszulę miał ładną, a buty miał czyste. Elegancki. Ja pachniałam kusząco bo Kalwinem Klajnem i makijaż zalotny miałam również. 
Nasze oczy się spotkały. Zakochaliśmy się od razu, po wariacku i mocno dość...Czułam, że gwiazdy nam sprzyjają. Nagle On podchodzi do mnie, taki cały strasznie ładny, patrzy mi głęboko w oczy (jak Matka chcąca zbadać ile mam we krwi gdy wracałam z imprezy) i mówi: "Poproszę bilet do kontroli". Cóż...To było jak policzek i dobrze bo się ocknęłam. Podałam mu ten bilet i w tej samej sekundzie przypomniałam sobie, że mam Męża i Córkę nawet mam. I stabilną sytuację matrymonialno-emocjonalną. 
Miłość-moja i Jego się skończyła, sam zepsuł nasz związek. Mógł wymyślić coś bardziej wyszukanego na podryw, a nie zdanie takie jakieś, formalne. Z resztą dobrze mu tak bo żonę ma-GPS na serdecznym błyszczał z drugiego końca pociągu.
Jechałam sobie właśnie do szkoły. Wiek coraz bardziej posunięty-podobnie jak wymagania rynku, więc walczę z demencją starczą i bezrobociem wtórnym. Kolejny papier da mi (mam nadzieję) level wyżej.
Wysiadłam na stacji Wro Much zostawiając za sobą pociąg i nieudany związek...
;)

sobota, 30 listopada 2013

"Indiańskie opowieści."

Żyła sobie raz dzielna Indianka Sama Mama. Sama Mama tego dnia została w tipi sama, no może nie całkiem-towarzyszyła jej najmłodsza z plemienia Indianeczka Drąca Japa oraz kudłaty przyjaciel rodziny na czterech łapach Wąski Kojot. Wódz plemienia udał się w odległe krainy, by starym zwyczajem indiańskim krzewić kulturę i sztukę punk rocka. 
Sama Mama walczyła zawzięcie z powierzchniami płaskimi w tipi. Zazwyczaj powierzchnie te wydawały się za małe, jeśli zaś przychodziło do sprzątania bądź comiesięcznej zapłaty raty za hipotekę-tipi było stanowczo za duże. Używając tradycyjnego indiańskiego odkurzacza oraz mopa ogarniała 4 kąty, co chwilę odpoczywając w towarzystwie Drącej Japy, która co rusz zgłaszała nowe roszczenia pozawerbalnie. 
Po kilku godzinach wygranej walki z kurzem, brudem i wszystkim tym, co doprowadza perfekcyjną panią z domu jak i również po walce z samą sobą a nade wszystko z Drącą Japą nie czuła już nóg. Czuła za to swoje pachy oraz znaki-sygnały. Oto nasz miły przyjaciel, Wąski Kojot komunikował za pomocą zapachowych znaków dymnych, że już pora na wyprawę w poszukiwaniu brązowych figur. Jeśli natomiast nie pora, to sru na panele w tipi i pozamiatane. Sama Mama pomyślała w skrytości, po indiańsku rzecz jasna: „Ni Hoo Ya!”.Po czym w ciągu 30 sekund opracowała szczegółową strategię logistyczno-spedycyjną. Błyskawicznie ogarnęła siebie po czym doskoczyła do Drącej Japy i odziała ją w odpowiedni ałtfit- a pora była zimna i mokra akuratnie. Gdy nadszedł moment, by zapakować Drącą Japę do jej osobistego pojazdu na jaw wyszło, że część pojazdu uległa zniszczeniu i nijak do wyprawy nadać się nie może. „Pora na plan B”- pomyślała Sama Mama niezłomnie. Wytarmosiła z zakątka tipi wóz zastępczy, przewidziany na większą wersję Drącej Japy oraz na porę ciepłą i suchą. Drąca Japa odziana w kombinezon à la Felix Baumgardner nie dała się opętać zabezpieczeniem występującym w wozie. Sama Mama modliła się w duchu by nie zgubić Drącej Japy, gdyż Wódz raczej by się nie ucieszył po powrocie. Wąski Kojot widząc gotowość bojową swojej rodziny, aż do dziesiątej minuty spaceru nie przestawał dzielić się entuzjazmem pełnym chaosu i energii niczym dziecko z ADHD. Tym samym raz prawie wywrócił wóz z Drącą Japą, przyprawiając tym samym Samą Mamę o stan przedzawałowy. 
Sama Mama wymyśliła, że pójdą z krótką wizytą do Starszyzny, chcąc im zaprezentować się i swoją samowyprowadzalność. Spacer trwał, wreszcie nastała błoga cisza. Chudy Kojot grzecznie szedł w tempie wozu, w wozie Drąca Japa już wcale się nie darła tylko wciągała rześkie powietrze śniąc spokojnie o miłych rzeczach. No i w tym miejscu mniej więcej sielanka się kończy. Zaczęło kropić a Kojot się łamać. Sama Mama założyła na wóz folię przeciwdeszczową, model uniwersalny która jak się okazało, nie była aż tak uniwersalna. Wóz stanął, Sama Mama pochyliła się nad trawnikiem z woreczkiem i zapałem zbieracza(do najbliższego punktu utylizacji rzeczy dziwnych była niezliczona ilość metrów, zatem nasza przygoda przez chwilę miała nowego ”bohatera w woreczku” na pokładzie), Drąca Japa obudziła się stanowczo, deszcz zaczął lać, Kojot moknąć… W efekcie plany podróżne uległy diametralnej zmianie, podobnie jak nastrój naszej-jak dotąd-dzielnej Indianki. Myśli miała okrutne. Zaczęła marzyć o Bladej Twarzy, który porwie ją nagą na swoim koniu w stronę zachodzącego słońca, a potem ją litościwie zastrzeli, poćwiartuje i co tam jeszcze wymyśli oraz zakopie w cichym i bezpiecznym miejscu. Ewentualnie, że wypadałoby wypalić jakąś Fajkę Spokoju tudzież zwilżyć gardło Napojem Magicznym, zamykanym w szkle. Najlepiej natychmiast. „Że akurat teraz, kurwa, musiało zacząć lać!”-pomyślała Sama Mama, pchając opłakany deszczem wóz oraz ciągnąc opłakanego Kojota, sama będąc w najbardziej opłakanym stanie.
I wrócili do domu, już we troje za to cali mokrzy. Najgorzej mokry był Wąski Kojot-postawy wilka poniekąd-który miał w sierści litry wody i błota. Następnie wóz w folii-z zawartością deszczu na sobie, a pod sobą  na maxa się Drącej Japy oraz z kółkami sztuk trzy-każde gustownie utaplane w błocie i mokre. Na szarym końcu plasuje się Sama Mama-kierownik tego pierdolnika, która nie mogła pozwolić sobie na nonszalancję i załamać się psychicznie, tylko musiała ogarniać. Warto w tym miejscu wspomnieć, że była to sobota, Sama Mama nie miała wsparcia Wodza ale za to dom posprzątany… Był.

Na koniec motto indiańskie, powszechnie znane:
„Każdy Indianin w niedzielę ma w******e!”


HOWGH:) !

niedziela, 10 listopada 2013

"S.O.S., Ratunku! MAYDAY!".

Proszę Państwa, minęła dziewiętnasta. W telewizji sygnowanej niebieską kropką, w której serwują mięso mielone z podrobami, rozpoczęła się kolejna porcja informacji. Z każdą kolejną minutą serwowanych faktów, coraz bardziej traciłam kontakt z rzeczywistością...
Nie chcę wyjść na ignorantkę bo owszem, rozumiem tragedię Filipin, szczerze współczuję lecz niestety zauważam kilka pomniejszych dramatów i to na naszym horyzoncie. Zatem skupmy się na nich.
Na początek brawurowa akcja katowickiej Policji, która w ramach operacji "Mejdej" pojmała "groźnych przestępców" posiadających przy sobie różne ilości rozmaitych narkotyków. Gwoli ścisłości-nie jestem fanką twardych dragów, nigdy nawet nie próbowałam, że o sponiewieraniu się nimi nie wspomnę ale są pewne granice. 
Tomek ma 25 lat i chce wyrwać się z małej mieściny, gdzie nic się nie dzieje. Pracuje dorywczo imając się różnych zajęć i starając się jakoś zarobić na chleb. Przy życiu trzyma go jedynie myśl, że za uciułane do skarpety pieniądze pierwszy-i chyba ostatni-raz w życiu pojedzie na "Maydaya"do Katowic. Marzył o tym kilka lat ale dopiero teraz plan wchodzi w życie. Jedzie, ma przy sobie 2 tablety Extasy-bo po nich jak mawia szwagier-jest siła i moc do rana. Tomek próbował dwa, może trzy razy, zdarzało się na dyskotekach. Nie jest więc ani ćpunem ani psycholem, chciałby się jedynie pobawić. No i łapią go pod katowickim Spodkiem. Zakuwają w kajdanki i jak zwyrola ciągną do radiowozu. Po przesłuchaniu zostaną mu postawione zarzuty.
Teraz Kaśka z Warszawy. Jest po 40-tce i właśnie się rozwiodła. Koleżanki z pracy namówiły ją na mega imprezę przy dobrej muzyce i "po szusie". Kaśka odkąd się rozwiodła jest spontaniczna i pierwszy raz w życiu chce pojechać po bandzie. W Katowicach na policyjnej łapance wpadają wszystkie. Za posiadanie kokainy grozi im po kilka lat więzienia.
To zmyślone historie fikcyjnych osób ale to nie znaczy, że nie wydarzyły się naprawdę! Wielu ludzi-często młodych, eksperymentujących z różnymi rzeczami-na imprezy takie jak "Mayday" przyjeżdża ze "wspomaganiem". Każdy ma swoje przesłanki i częstotliwość brania, każdy ma swój ulubiony "towar". Czy człowiek który łyknie "pixa" i zabaluje jest groźny? W większości przypadków nie. Polka zaczyna się wtedy, gdy taki jegomość np.wsiądzie pod wpływem  za kółko, stwarzając zagrożenie dla innych-bo mogą się zdarzyć rzeczy różne.
To są jednak skrajne przypadki a większość ludzi, którzy przyjechali dziś do Katowic chciała się zwyczajnie pobawić, odmóżdżyć, potańczyć i pozbyć się stresu. Dla wielu była to impreza-marzenie, która zamiast czadowymi wspomnieniami, skończyła się zatrzymaniem przez Policję.
Pytam się dlaczego Policja urządziła sobie polowanie akurat w takim miejscu? Niech zgadnę-żeby podnieść statystyki, dostać nagrody, awanse, wzmocnić poczucie bezpieczeństwa w społeczeństwie. Według mnie polecieli w kosmos tak idąc na łatwiznę. Nie trzeba być specjalnie bystrym by wiedzieć, co się dzieje na tego typu imprezach. Ale po co-skoro już chcieli się wykazać-przeprowadzić wyrywkowe kontrole na trasach wjazdowych/wyjazdowych Katowic? Nieee, no to by było za trudne przecież, więc łatwiej iść tam, gdzie podano na tacy. I to jeszcze kogo zatrzymują? Płoteczki, bo grube ryby branży narkotykowej są bezpieczne bawiąc się dobrze gdzieś z dala od tej farsy. Żenada! I po tych ich łapankach 30 os. będzie miało bałagan w papierach-jeden za 3 g "koksu" drugi za "lolka".  No super, bardzo sprawiedliwe. Lepiej skazywać posiadaczy "miękkich narkotyków" i podwyższać podatki niż np.zalegalizować "zioło"i całkiem na czysto mieć za to wpływy do budżetu państwa...Z*******a polityka...No właśnie, à propos.
Z potoku słów Gadającej Głowy oraz prezentowanych zdjęć, dociera do mnie Wiejska. Jak Wiejska to wiadomo, że nie kiełbasa a stado bydła podnoszącego (mi) ciśnienie. Ciasno im w sejmowych pomieszczeniach! No mili Państwo! Obijają się o siebie biedactwa,  przeciskając swe cielska przez ciasne biura, a siedząc przy biurkach, niezdarnymi łokciami wytrącają sobie z dłoni nawzajem filiżanki wonnej, drogiej i sponsorowanej przez Nas-Obywateli kawy. Po porannych ploteczkach w ich gabinecikach robi się niebezpiecznie duszno i zasłabnąć można! Upaść! No a wtedy to jak się posioł poturbuje to na L-4 musi iść i...siorbać od ZUS-u. MASAKRA !!! 
Planują wydać kilkadziesiąt milionów na powiększenie przestrzeni umożliwiającej im godną pracę w przyjaznych warunkach! Kpina nad kpiny!!! I to kolejna. Z ich ostatnich, kosztownych, zbędnych i mało śmiesznych niestety dowcipów kojarzę: 
1) Zamówienie pokaźnej porcji wspaniałych długopisów, których można używać jako narzędzia do PO-d-PIS-ywania ważnych dokumentów przez Ważnych Panów. Ewentualnie można je rozdać jako cenne suweniry gościom zza granicy, bo jak wiadomo za granicą takich szałowych długopisów to nie uraczysz!
2) Wymiana foteli w biurach na bardziej skórzane i wykonujące większą ilość obrotów przez 1 min. oraz mój #1:
3) Zakup tabletów dla naszych wspaniałych posłów, "By żyło się lepiej" rzecz jasna. 
Nie wspomnę już o wyczynie Ministra Transportu (słynny Specjalista ds.Zegarków) który całkiem niedawno zakupił 30 modeli zabawkowych lokomotyw za jedyne 17 tys.zł. Przecież to woła o pomstę do Nieba lub o powołanie Ministra ds.Absurdu...
Nie żebym podpowiadała bo jestem tylko przytakującym lemingiem przecież, a w dodatku kobietą, więc co ja tam mogę wiedzieć o Wielkiej Polityce ale kwestia z drugiej strony wygląda następująco(garść przykładów): 
Służba Zdrowia błyskawicznie wyczerpuje limity NFZ refundowanych wizyt/operacji etc. Zatem na wizyty do kardiologa, endokrynologa i innych "logów"czeka się po...kilkanaście miesięcy (sic!). 
W ogóle (lub w stopniu nikłym) nie refunduje się w naszym kraju leczenia wielu chorób, więc w razie zaistnienia tak dramatycznych okoliczności (np. nowotwór) pacjent musi finansowo podołać sam lub...umrzeć.
Nie każdy rodzic otrzymuje tzw."Becikowe" przysługujące za urodzenie nowego obywatela, który w przyszłości być może będzie budował Ten Kraj, gdyż od 01.01.2013 r. nastąpił podział na a)rodziny biedne które dostają oraz b)rodziny bogate które nie dostają (rodzina bogata rozpoczyna się od kwoty 1922 zł netto na rodzinę-NIE ŻARTUJĘ!).
Nowoczesne szczepionki dla dzieci, które w większości krajów europejskich są bezpłatne u nas są płatne i to tak dobrze, że chcąc zafundować dziecku pełen pakiet, "Becikowe" wyczerpuje się na przedbiegach. Mam wymieniać dalej? Może poprzestanę na tym bo jeszcze niechcący, w afekcie pogryzę komputer.
Wracając do posłów cierpiących na ciasnotę podczas narad, obrad i posiedzeń proponuję co następuje: wynająć na czas określony-załóżmy-50 TOI TOI, dzięki którym znajdzie się ekonomiczna przestrzeń dla uciśnionych posłów. Przestrzeń to nie byle jaka, bo mało że tania, to jeszcze sprzyjająca tak ważnym posiedzeniom i kreatywnemu myśleniu, gdyż to akurat w TYM miejscu "rodzą się" najlepsze pomysły;)

Drodzy Państwo-ręce, cycki opadają jak widzę co się wyrabia w tym naszym kraju...Powtórzę słowa, które już kiedyś padły z moich ust i zdaje się, że coś jednak w nich jest: 
Ryba psuje się od głowy, a Polska od Warszawy.

Dziękuję za uwagę:)

sobota, 9 listopada 2013

"REKLAMACJA czyli Gorzkie Żale."

Jak już pewnie część z Was kojarzy, usiłuję sprzedać telefon. Na pewnym popularnym portalu aukcyjnym zamieściłam więc stosowne ogłoszenie co i za ile chcę sprzedać. Treść opisu rzeczonej aukcji odbiega znacząco od sztampowym, zimnych, technologicznych i nudnych norm. Okazuje się, że o telefonie komórkowym tez można napisać "z jajem" i ludzie naprawdę to lubią! Świat jednak byłby nudny, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami...
Oto trafił mi się-pierwszy chyba w historii-klient (w dodatku potencjalny) niezadowolony z opisu przedmiotu! Brzmi to absurdalnie ale poczuł się na tyle dotknięty, że musiał mi napisać w związku z tym szczegółowego maila:D!!! Nie będę cytować dokładnych słów Tego Pana, gdyż nie płaci mi za krzewienie swoich skrajnych poglądów, a poza tym boję się, że mnie znajdzie i wytknie mi brak praw autorskich do Jego tekstu;)
Był "łaskaw" nazwać opis sprzedawanej przeze mnie komórki czymś na kształt morza badziewia, z którego nie można nic wyczytać, wspominał coś o pierdołach-że można takie zobaczyć w treści oraz że tak poza tym, to na pewno kłamię i mam coś do ukrycia. Brzmiało to oczywiście bardziej dosadnie i kipiało wręcz niezrozumiałą dla mnie agresją. Zastanawiam się jakim prawem gość, którego do niczego nie zmuszam, nie nakazuję ani kupna ani udziału w aukcji zalewa mnie błotem i swoją frustracją? Ludzie są różni i mają prawo mieć różne zdania ale on definitywnie przegiął. Hmmm, cóż...Należałoby mu więc odpisać:
"Szanowny Panie. 
Bardzo Panu dziękuję za wskazówki jak sprzedawać, a jak nie sprzedawać. Jest Pan bardzo szczodrym i mądrym człowiekiem dlatego, że zechciał Pan do mnie napisać. Jak rozumiem lubi Pan nudne opisy, które z miną tęskną za rozumem studiuje Pan siorbiąc ze szklanki w koszyczku herbatę z dwiema łyżeczkami cukru. Odziany jest Pan przy tym w dziurawy podkoszulek z siateczki, sprane slipy a otacza Pana nudna i przewidywalna biel pożółkłych ścian, gdzieniegdzie urozmaiconą boazerią z lat 70-tych. Pańskie kapcie na pewno podczas chodzenia skrzypią, bo są skórzaną pamiątką z ostatniego urlopu z Zakopanem w 1995 r. Na co dzień lubi Pan pomidorową i z żoną po misjonarsku przy zgaszonym świetle, przy czym zawsze kończy tylko Pan. Pana życie jest poukładane i fascynujące jak program telewizyjny stacji publicznej o numerze 1 bądź 2. Jeśli zaś chodzi o kwestie szalone, to ostatnią na jaką się Pan zdobył było zapuszczenie wąsa 27 lat temu. Na zakończenie mogę tylko zadać Panu zagadkę z kategorii GEOGRAFIA: Co powiedział Lech Kaczyński w listopadzie 2002 roku, na rogu ulicy Stalowej i 11-go listopada w Warszawie? No właśnie. Pozdrawiam."
Tak to sobie tylko wyobraziłam;) Wiedziona doświadczeniem w pracy z klientem (jakkolwiek to brzmi;p) oraz mając na uwadze uczucia osoby o innym niż ja poczuciu humoru, ostatecznie zdobyłam się na kurtuazję i odpisałam w tonie mocno poprawnym. Pan już nie odpisał, chyba zrozumiał że wszystko jest dla ludzi ale nic na siłę. 
A wracając do wcześniej wspomnianego sformułowania "o pierdołach". Ciekawe jest prawda? Rzeczownik PIERDOŁA możemy-dzięki uprzejmości języka polskiego-sobie odmienić przez różne przypadki w liczbie mnogiej bądź pojedynczej: Mianownik KTO? CO? pierdoła, Dopełniacz KOGO? CZEGO? pierdoły, a Celownik KOMU? CZEMU? no właśnie...;p Zatem ja z tego miejsca Pana tak serdecznie...pozdrawiam;D

P.S. Opis sprawcy wstrząsającego dla niektórych ogłoszenia dla zainteresowanych ;) : 

czwartek, 7 listopada 2013

„Heloł-IN HELL !”

Obudziłam się dziś przygotowana do święta bo z twarzą o wyglądzie dojrzałej dyni. Nie wiem, czy to zasługa niekorzystnego układu planet czy wybornego (i może ciut za słonego) dorsza którego było mi dane wchłonąć dnia poprzedniego z okazji obiado-kolacji.
Poranek toczył się swoim, niespiesznym torem choć na z góry od dawna działających zasadach. Mąż miał wyjść do pracy o 11tej uprzednio wysikawszy psa, Córka miała spać a ja miałam zjeść śniadanie i wziąć prysznic przechodząc tym samym duchowo-fizyczną metamorfozę.
Córka, owszem zasnęła, pies nie stawiał oporu proszony na spacer a po powrocie jak zwykle był ogromnym szczęściem na czterech łapach. Widząc tę sielanką postanowiłam że tylko szybko spalę petka i hop siup do mycia. Taaaaaa….I wtedy przyszedł ON.
Zagościł u nas niespieszny Pan Specjalista wykonujący prace na zlecenie Spółdzielni Mieszkaniowej.  Taki typ Pana Mietka co to na wszystkim się zna i na wszystko ma czas. Oto u nas, w naszej prywatnej szafie w przedpokoju jest coś co on niezwłocznie musi zobaczyć powłączać, powyłączać i poprzełączać. Taka sytuacja. Godz.10:40, mąż zaraz wychodzi, ja w proszku (dobrze, że już nie w piżamie-zdążyłam się przebrać). Córka się budzi! O losie! Znakomity scenariusz, wielkie dzięki! Po naradzie z M.biegnę w podskokach do łazienki na dosłownie 5cio minutowy prysznic. Pstryk-światło, ciemno, ciemno jak w trumnie. Pan Specjalista wyłączył prąd, bo przy nim właśnie grzebie. Rozumiem ten brak nonszalancji z jego strony, nie rozumiem tylko JAK WYKĄPAĆ SIĘ PO CIEMKU. I nagle mnie olśniło-przecież jutro 1 listopada, więc mamy zapasy. Rzuciłam okien na festiwal zniczy, który odbywał się na półce w przedpokoju. Pomyślałam, że znicz to tak niebardzo bo potem dawać komuś używany to lipa jakaś. Zatem moja ekspresowa kąpiel odbyła się w romantycznych okolicznościach wkładu do znicza, model „Magik”. Magiczne chwile dopiero miały nadejść. Pan Specjalista nadal w szafie,  ja w szlafroku, świeżutka i pachniutka oraz z mokrą…głową;p, Córka drze się z wózka wniebogłosy twierdząc, że spać już nie będzie a mąż wybiega do pracy bo już 11:05. No i co teraz?! Jak się ubrać przy obcym facecie w domu, z drącym się w wózku dzieckiem które musisz nadzorować czy aby w tym darciu nie przesadza, czy nie pęknie mu żyłka albo się nie spoci? Swoją drogą bałam się, że przyjdą do mnie Panie z MOPS-u zaalarmowane przez troskliwe Sąsiadki, że dziecko z TEGO mieszkania ma za dużo wypłakanych kilowatogodzin. Nie przyszły. Za to ja musiałam wyjść do pół godziny max, gdyż jak co dzień czekała na nas(mnię i Córkę)koleżanka serdeczna i też z mocno małoletnią Córką. FUCK!FUCK!FUCK! Śpiewnie zaklęłam wewnątrz siebie, żeby Pan Specjalista nie pomyślał że rzucam na niego Helołinowe uroki. I wtedy stał się cud! Podziękował, uśmiechnął się i WYSZEDŁ!!!Tu następuje galop, gdyż musiałam uwikłać swoją cielesność w jakiś ałtfit. Mam ulubiony rodzaj ałtfitu „BYLE”- byle czyste, byle suche.  Tomek Jacyków nie byłby zachwycony ale generalnie moje wybory są trafne bo wpisuję się wyglądem w konwencję spacerującej w zwykły dzień Matki.
Udało nam się wreszcie wykulać z domu, po wszelkich przedspacerowych ceremoniałach, z uśmiechem nr 5 i strużką potu cieknącą po dupie.

Swoją drogą tajemniczy Adam M. wiedział co mnie dziś spotka wcześniej, duuużo wcześniej. Czuł, że przyjdzie Pan Elektryk, że będę się kąpać z „Magikiem”, a mąż wybiegnie do pracy zostawiając mnie z rozjuszoną Córką. Z gracją znamienną dla Wróżbity Macieja, zapowiedział mi już dawno: „Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie? Co to będzie?”.Jak to co? Cukierek albo psikus!