„Powrót
Taty”.
Jak czuje
się kobieta-żona i matka, która wie, iż jej mąż i ojciec jej dziecka po 4
dniach nieobecności oto wraca do domu? Tak, szaleje z radości, nurza się w
euforii i jest bliska szaleństwa ;p A tak bliżej to cieszy się z powrotu
kolejnej pary rąk, oczu i uszu które przejmą na siebie trochę tego szczęścia zwanego rodzicielstwem, jak i również Jego Kudłatość Psa oraz ognisko domowe jako siedlisko wiecznego chaosu i spraw wiecznie do ogarnięcia.
Tak,
chciałam się pożalić że mi smutno było i źle bez drugiej połowy, a ilość zajęć
obciążająca mój kark przyprawiłaby mnie o ostre załamanie nerwowe.
Przyprawiłoby ale tak się nie stało, gdyż z opresji codziennie wybawiała mnie
Teściowa:) Dziękuję Jej z tego miejsca przeogromnie!
Ale wracając
do meritum.
Jako że moje
dziecię z lubością od dawna przemieszcza się samodzielnie po domu, gdzie głównym
polem manewrów jest podłoga, a stałym miejscem pielgrzymek miska z psim
żarciem, postanowiłam umilić sobie oczekiwanie na Powracającego, a jakże,
sprzątaniem.
Poodkurzałam
mini psy utworzone z hojnie rozsypanej psiej sierści oraz mini koty, które mimo obecności psów i potencjalnego strachu i tak się rozgościły tu i ówdzie. Czesana
endorfinami oraz mająca na uwadze ilość niewidzialnych gołym okiem, a na pewno
bogato pomieszkujących na podłodze mikroorganizmów, postanowiłam tę podłogę dla
porządku jeszcze przemyć. Ogarnęłam więc pokoik Córki oraz sypialnię, i
łazienkę nawet z entuzjazmem też
przetarłam.
I W tym
właśnie momencie entuzjazm się skończył. Pojawiła się za to nieodparta chęć
wypalenia papierosa. Umysł sam podpowiadał: ”O! Jak ładnie posprzątałaś, idź
zapalić - zasłużyłaś, resztę zrobisz jutro”. Ta opcja była mi bardzo na rękę,
za to nie na nogę jak się za chwilę okazało… Gdy tylko pomyślałam „jutro”, dopadł
mnie syndrom dnia następnego lub też-jak kto woli-syndrom z cyklu „oszukać
przeznaczenie”. Krocząc w stronę drzwi prowadzących na klatkę, gdzie papierosy
tak bezkarnie smakują, zahaczyłam niezgrabnie swoją mało zwiewną nogą o mopa, nurzającego
się wesoło w wiadrze z wodą. I stało się… Zawartość wiadra rozlała się w
ekspresowym tempie. Po panelach, po kafelkach, po fugach. Po fugach lubię
najbardziej-jak wyleję wodę lub jak pies się porzyga. Bo fugi mają to do
siebie, że są wklęsłościami łączącymi kafelki i wszelkie rozlane ciecze z
finezją dystrybuują w dal, tworząc niby rzeczki i ustanawiając coraz to lepsze
dystanse…
Uskuteczniłam
szybką akcję ratunkową. Tym, co wpadło mi w ręce- tzn. bluzą własną(gdyż
właściwości chłonące wodę błyskawicznie oceniłam lepiej, aniżeli możliwości
mopowej koncówki) zaczęłam w panice zacierać ślady zbrodni, ciskając
najwymyślniejszymi bluzgami w głębi niepocieszonego serca.
Towarzyszył mi przy tym względny spokój z zewnątrz, gdyż dziecię na
szczęście wykorzystało już limit darmowych minut w darciu się, a tego dnia było
uprzejme podzielić się ze mną chyba całym repertuarem Opery Wrocławskiej. Ba!
Może i nawet Narodowej;p Oczywiście interpretacja była autorska, a rejestry
dźwięków wręcz nieprzyzwoite. No młodociana terrorystka i tyle. Na szczęście
uskuteczniała cichutką zabawę na własnym terytorium. W kolejnej minucie mojej walki z rzekami na
fugach z pokoiku Córki dobiegła mnie piosnka z dzieciństwa. O fantazji.
Fragment doleciał taki: „To szkiełko
wszystko potrafi,na każde pytanie odpowie,wystarczy wziąć je do ręki i wszystko będzie różowe,wystarczy wziąć je do ręki,usypać ziarnko fantazji i już za chwilę można…”
„...DOKONAĆ EUTANAZJI !!!”
Dośpiewałam przez zaciśnięte zęby. Może nieco histerycznie ale jakże trafnie! Że też nie zaniosłam tego wiadra od razu
do łazienki, nie wylałam tej cholernej wody. Perfekcyjna z Domu cieszyła by
swoją perfekcyjną japę, patrząc jak ogarniam ten cały…*majdan;p
Po peciku
ciśnienie opadło, mąż i ojciec wrócił, podłoga wyschła i wszystko wróciło do
normy. Na szczęście.
Morał z tej
historii jest krótki: Sprzątnij wiadro od razu i nie pozwól swej nodze, by pomyje
rozlały się nieszczęściem po Twojej podłodze ;p:D
*Drogi Czytelniku.
Nie doszukuj się proszę braku ogłady w mojej osobie, gdyż nawiązując do majdanu (jako
bałaganu) piłam do najnowszego, Perfekcyjnego Partnera Pani Ładnej. Wyjaśnienie
dla Czytelnika, który nie czyta portalu z psem w tytule: Obecnym chłopakiem Małgorzaty
Rozenek jest Radosław..Majdan;) Tak, tak-to ten były Dody;p
Smutna
historia o zarysie politycznym dręcząca naszych Sąsiadów, jest mi znana i
niemiałabym odwagi posługiwać się w/w słowem nawiązując humorystyczny kontekst
do tragedii. Nie jestem Naczelną-Bezczelną… Była jedna taka, która się popisała…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz